Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miałaż-by w istocie doświadczać jakiegoś tajemnego a wielkiego cierpienia, które objawiało się w tak nagłych łzach i łkaniach? Nie wiem, dlaczego żadna z nas nie śmiała ust otworzyć, aby zapytać ją o to. Po krótkiéj jednak chwili sama podniosła głowę z uśmiechem. — Przebaczcie mi, moje drogie — rzekła, składając ręce — i nie trwóżcie się o mnie. Ot, sama nie wiem, czego zapłakałam... c’etait plus fort que moi...
— Ale cóż ci jest? co cię tak dręczy? — zawołała Emilka z trwogą, obejmując siostrę.
Zenia milczała chwilę, potém zerwała się i stanęła naprzeciw nas z rozpłomienionemi oczyma. — Czy pamiętacie — wymówiła z cicha i śpiesznie — czy pamiętacie, jakem wam mówiła przed ślubem, że wcale nie czuję w sobie serca?
Położyła rękę na piersi, podniosła oczy w górę i dodała:
— Otóż teraz czuję je, czuję...
— Zeniu — przerwała smutnie Emilka — spodziewam się, że kochasz swego męża.
— O! on taki dobry, taki poczciwy, taki zacny! — przerwała Zenia z wielkim naciskiem prawdy i zapału w głosie — i dodała ciszéj: — ale on mnie nie rozumié...
Była chwila przykrego dla nas wszystkich trzech milczenia.
— Przepraszam cię, Zeniu — odezwałam się