Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swoje... wprzódy naturalnie ze dwadzieścia razy pocałowawszy mnie w rękę!...
W téj chwili lokaj oznajmił podany obiad. Powstałam i składałam na biurku w aksamit oprawne książki. Wypadkiem księga marzeń otworzyła się w moich ręku na karcie z potretem pana Michała i podpisem u dołu: poczciwy, dobry Michaś! Mimowoli pomyślałam, że kto wié, może piękny nieznany, z namiętną i zarazem uczuciową postacią, niezupełnie-by zyskiwał na porównaniu z dobrze poznanym Michałem?
Takim sposobem pobyt u nas Emilii został, pomimo oporu Zeni, stanowczo postanowionym; obie siostry uścisnęły się ze łzami w oczach, a Zenia znowu powtórzyła z cicha: „kto wié? może ja cię i rozumiem, Emilko!”
Potém długo nie odzyskała swéj wesołości: przy stole i przy obiedzie siedziała zamyślona i usłyszałam, że parę razy westchnęła tajemnie. Coraz widoczniejszym stawał się dla mnie jakiś brak równowagi moralnéj, psującéj spokój téj młodéj i powabnéj kobiety. Otoczona wszystkiém, co mogło życie czynić piękném: miłością, przyjaźnią, bogactwem, nie czuła się jednak szczęśliwą. Zdawało się, że szukała wciąż czegoś w sobie i koło siebie, a nie znajdując, popadała w zadumy, w czasie których błyszczące oczy jéj zachodziły mglistą powłoką znużenia, twarz traciła wyraz błyskawicznego życia, jaki ją cechował, i niby