Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

conym wzrokiem, ale z za tego smutku widniało pewne zadowolenie, połączone z niewiedzącą może o saméj sobie czułością.
— Więc wszyscy jesteście przeciwko mnie? — wyrzekła smutnym głosem — a cóż robić? Niechaj więc niepoczciwa moja siostra żyje, jak się jéj podoba, i klei sobie swoje pudełka; ale zarazem niech wié i o tém, że ma siostrę, która, dzięki swemu poczciwemu Michasiowi, w każdéj chwili udzielić jéj może opieki i pomocy...
To mówiąc, powstała, zbliżyła się do męża, a położywszy obie ręce na jego na ramionach, popatrzyła mu w twarz, i wspiąwszy się na palce, pocałowała go w czoło. Niebiański zachwyt rozpromienił twarz Michała. Silném swém ramieniem objął szczupłą kibić żony i kilka razy pocałował ją w usta. Zwinna i gibka Zenia wysunęła się z jego uścisku, a sięgnąwszy do kieszonki szlafroka, zawołała nagle: — Michasiu! zapomniałam mojéj chusteczki w bawialnym salonie: pójdź mi ją przynieś!
Atletyczny Michał poskoczył z żywością szesnastoletniego chłopca i zniknął za zasłoną. Zenia wyciągnęła wskazujący palec w kierunku drzwi, któremi mąż jéj wyszedł, i rzekła półgłosem do nas:
— On taki zawsze: milczy, patrzy mi tylko w oczy, i jak ognia lęka się każdego mego niezadowolenia. Ale pomimo to, jeśli nie podziela w czémkolwiek mego zdania, nigdy nie zamilczy, tylko zawsze powié mi