Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mioty, jakie posiadała, uratowały się z toni ogólnéj i czyniły ją jeszcze tak dobrą i miłą. Stopniowo spostrzegałam, że posępność i bolesne pognębienie, w które na czas jakiś zapadała, zaczynało ustępować przed łagodnym smutkiem i rzewnością, niewypowiedzianie pociągającym wyrazem, oblekającym jéj blade i mimo lat i trosk piękne lice. Miałam więc nadzieję, pewną już byłam nawet, że czas uleczy rany mojéj matki; spokój, jaki ją otaczał wzmocni jéj siły; miłość i starania nasze, prędzéj czy późniéj, wynagrodzą jéj te połyski, nad których utratą tak bolała.
Wyraziłam się nasze, dlatego, że miałam przy sobie dwa serca takie, o jakie nie łatwo śród ludzi, dwa serca, tak otwarte dla mnie, kochające i wylane, że nie wiedziałam, jak dziękować losowi, który mnie tak szczęśliwą i bogatą uczynił. Binia była w rzeczywistości głową i naczelną osobą naszego domu. Czerstwa i zdrowa, mimo lat podeszłych, związana z nami tyloletniemi stosunkami i węzłami, wzięła na siebie cały ciężar domowego gospodarstwa, pilnowała kuchni, nosiła przy sobie klucze, brała ode mnie codzienny mój zarobek i przerabiała go na byt porządny, niemal dostatni. Przywiązanie do niéj mojéj matki zdawało się wzrastać w mierności: rozmawiały z sobą długiemi godzinami, gdy mnie w domu nie było, a kiedy wracałam, Binia troskliwie czuwała, abym po zimowéj wędrówce miała do rozgrzania się