Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gnam! przebacz, jeśli nie zawsze byłam dla ciebie taką, jaką być byłam powinna, ale widzisz, u kogo w sercu nazbiera się wiele goryczy, ten nie może miéć na ustach słodkich słów i uśmiechów...
Tu złożyła ręce i ze łzami w oczach, z wyrazem dziecięcéj niemal prośby, a głębokiego żalu na twarzy, mówiła, zwracając się do nas wszystkich:
— Przewiduję, że wielka pustynia rozłoży się wkrótce wkoło mnie, że wkrótce imię moje należéć będzie do imion tych, które się wymawiają po cichu z uśmiechem ironii, albo głośno z okrzykiem potępienia... Proszę was, wy, których kocham, nie mówcie o mnie nigdy w ten sposób, bo w oddaleniu nawet odczuła-bym, gdybyście źle o mnie wspomniały. Niech życzliwa myśl wasza towarzyszy mi wtedy, gdy nikt o mnie życzliwie myśléć nie będzie... kiedy przez wszystko i wszystkich na świecie opuszczoną zostanę...
— Przez wszystkich nigdy pani opuszczoną nie zostaniesz! — wymówił za nami, tuż obok Zosi, głos męzki i stanowczy, mimo drżenia, które nim wstrząsało. Przez łzy wzruszenia, które mi nabiegły do oczów, zobaczyłam, jak Zofia i Władysław podawali sobie ręce i patrzyli na siebie tak, jak ludzie długo rozłączeni i tęskniący za sobą, a spotykający się nagle na jednéj łodzi, unoszonéj falami wzburzonego morza. Okropne światło przemknęło mi wtedy przed