Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A ty, kochane dziecko — zwróciła się do Emilki — idź, ubierz się i przychodź także do nas, a wesoło i z dobrą myślą, bo nie jesteś już sama na świecie!
Byłam tak uszczęśliwioną, że, zamiast iść, pobiegłam do sali jadalnéj, i zdaje mi się, że biegnąc, nuciłam i podskoczyłam parę razy. Wesołość moja miała słuszne powody: nietylko bowiem zostałam uspokojoną co do możebności pobytu Emilki u nas, ale jeszcze w sercu mojéj matki odkryłam prawdziwie dobroczynne źródło, z którego już tylko najobficiéj czerpać mi wypadało, aby ją z czasem zupełnie pogodzić z jéj losem. W istocie, po ożywionym króku mojéj matki, jakim weszła za mną do sali, po miękkim wyrazie, który wrócił do jéj spojrzenia, po łagodnym dźwięku głosu, jakim przemówiła do obecnych, poznałam, że dobry postępek, jakiego dokonała względem Emilki, orzeźwił znacznie jéj uczucia, pogodził ją z samą sobą i choć na chwilę uspokoił jéj wzburzony umysł. Pomyślałam sobie, że gdyby moja matka miała często sposobność czynić dobrze, bardzo prędko wyleczyła-by się ze swego żalu po minionych świetnościach, i uwagę tę głęboko zanotowałam sobie w pamięci.
Przy herbacie, matka moja bardzo troskliwie zajmowała się Emilką: wypytywała ją, czy nie jest słabą, że wygląda tak blado; poprawiała jéj suknią, włosy, słowem, nie spuszczała jéj prawie z oka, widocznie