Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niąc najmniejszego poruszenia, podniosła powieki i zapytała krótko:
— No i cóż tam?
Oczy jéj były nieruchome i bez wyrazu, a głos brzmiał zupełnie obojętnie. Usiadłam przy niéj i w najbardziéj, jak tylko mogłam, uspakajający sposób, powiedziałam jéj, że nie możemy odtąd liczyć na żadne ustępstwa ze strony Henryka.
Wysłuchała mnie, nie wymawiając ani jednego słowa i nie czyniąc żadnego ruchu. Gdy skończyłam, zamknęła znowu oczy i zdawała się zupełnie nie uważać mojéj obecności. Po krótkiéj chwili spytałam: czy niéma mi co do rozkazania. Nie podnosząc powiek, uczyniła gest ręką, który oznaczał, iż chciała, abym odeszła. Pocałowałam jej rękę, zwisającą pomiędzy fałdami sukni, i oddaliłam się po cichu.
Czułam się do najwyższego stopnia zmartwioną tak nienormalnym stanem, w jakim zobaczyłam swoję matkę. Dzisiejsza jéj apatya straszniejszą mi się wydała, niż wczorajsze nerwowe rozdrażnienie. Kiedy weszłam do pokoju, w którym znajdowali się moi goście, znalazłam Emilkę zajętą już przy samowarze około wyręczenia mnie w urządzeniu herbaty, a Rudolfa pół głosem i z wielkiém ożywieniem rozmawiającego z Władysławem, w najbardziéj oddalonéj stronie pokoju. Po chwili zbliżyli się obaj do stołu zastawionego herbatą, a zarazem na pobladłéj od kilku dni twarzy młodego prawnika spostrzegłam niezwy-