Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

palce jego rozciągały się i ściągały szybko, niby powodowane instynktem mimowolnym muskułów i nerwów; teraz zdawało się, że wstąpiła w nie rozwaga, namysł, kalkulacya. Poruszając się zwolna i rytmicznie, zdawały się kombinować, namyślać, zgarniać, odgarniać, chwytać i wypuszczać, i znowu chwytać coś niewidzialnego, a wciąż oplątującego je, jak pajęczyna. Na mnie z całéj osoby pana Henryka ten ruch jego rąk najprzykrzejsze sprawiał wrażenie. Patrząc na te długie, chude, zaostrzone przy końcach, a wypukłe w stawach palce, rozpościerające się i zaciskające naprzemian, czułam wewnątrz pewne zmrożenie i odrazę, połączoną z instynktową trwogą.
Podniósł nakoniec swoje szafirowe szkła i wymierzył je prosto na mnie:
— Jestem na usługi pani — wymówił — i chętnie oderwę się na jakąś godzinę od zwykłych moich zatrudnień, aby dać pani żądane wyjaśnienia. Tylko, zdaje mi się, że jesteśmy tu w zbyt licznéj kompanii. Czy nie zgodziła-byś się więc pani przejść do mego ustronnego gabinetu. Lubię załatwiać wszystko bez przeszkody; może to komu się nie podoba, ale cóż robić? Nie jestem poetą.
Powstałam, mówiąc, że gotowa jestem rozmawiać z nim wszędzie, gdzie się mu podoba, byle-by to jak najprędzéj nastąpiło; ale razem ze mną powstał pan Rudolf i oświadczył, że i on także ma kilka słów do powiedzenia panu Henrykowi. Piérwszy to raz zwra-