dzenia się, będzie przyrzeczenie mu wysokich od sumy procentów...
— O! — zawołała moja matka z gestem oburzenia — alboż jest lichwiarzem?
— Spólnikiem lichwiarzy! — odparł z uśmiechem pan Władysław — spólnikiem jednak przyzwoitym i osłoniętym tajemnicą. Pieniądze, które pożyczał pani, w większéj części brał od swoich przyjaciół w chałatach i z rudemi pejsami, bo własnych nie mógł-by nawet miéć tak wiele, a lichwiarskiemi zyskami, jakie wyciągał z tych pożyczek, dzielił się z nimi, zostawiając naturalnie sobie udział lwa. Potém, jeśli za bezcen nabędzie dobra pani, pokłoni się bardzo pięknie swoim przyjaciołom, nie posiadającym prawa nabywania ziemi, i powié im, aby pojechali na księżyc dopominać się o pieniądze, które mu powierzyli, u Selenitów, albo poszli opłakiwać ich stratę na gruzach zburzonéj Jerozolimy; a wszystko to uczyni gładko, pięknie, po cichu, i zostanie sobie na zawsze wielce poważnym człowiekiem najlepszego na świecie towarzystwa...
Tu pan Władysław zwrócił się do mnie, i czyniąc przymówkę do przedchwilnéj naszéj rozmowy, dodał:
— A świat z pobłażliwym uśmiechem patrzéć będzie na oszusta, zjadającego w jednéj kaszy i uczciwych, i lichwiarzy, dlatego, że nie ma on rąk skłonnych do rozrywania pieluch matki społeczności, ani
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/155
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.