Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieckiem. Po długich latach burz i cierpień, to dla mnie piérwsza chwila wytchnienia. Bóg jednak tylko wié, o ile niezupełnego!...
Westchnął z głębi piersi i oczy utkwione trzymał w posadzkę, jakby po téj cichéj i krótkiéj przede mną spowiedzi podnieść ich na mnie nie śmiał. Przybliżyłam fotel mój do niego i wzięłam w obie dłonie jego rękę.
— Pozwól pan — rzekłam — abym odpowiedziała ci słowami, które ojciec mój często mi powtarzał, jako jednę z najważniejszych nauk życia: „Bywają ludzie daleko lepsi od postępków, swoich, i tacy, których postępki mniéj od nich samych są warte. W przeznaczeniu piérwszych panuje walka, ból i wewnętrzna pokuta szlachetnego ducha, otrzymującego prędzéj czy późniéj plac boju; u drugich niéma pokus silnych ani wielkich upadków, ale zato jest pycha niewinności więcéj pozornéj, niż rzeczywistéj, i roje drobnych grzeszków, które, złożone razem, wystarczyły-by na jednę wielką zbrodnię. Przed obliczem sprawiedliwości najwyższéj, piérwsi otrzymują przebaczenie w imię walk stoczonych i cierpień przebytych, drudzy potępieni będą za największą nieudolność serca, które przebaczać nie umiało”.
Pan Rudolf podniósł wzrok i utopił go w méj twarzy. Oczy jego rozjaśniały się stopniowo, aż błysnął w nich znowu ojcowski niemal wyraz, który bywał największą ich ozdobą.