Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

idącego naprzeciw mnie z pewnym wyrazem ożywienia, którego w nim nigdy dotąd nie widziałam. Rzuciłam okiem na moję matkę i spostrzegłam, że uśmiechała się także i wyraźnie była czémś ucieszoną. Zaledwie téż przywitałam się z nią i z panem Rudolfem, rzekła do mnie:
— Niespodziewana przybywa nam pomoc, Wacławo. Pan Rudolf przywiózł mi dziś nadzieję wyratowania się z toni, pozostania może pod tym moim rodzinnym dachem.
Pytająco spojrzałam na pana Rudolfa. On także patrzył na mnie i zdawało się, że ciężar, który zwykle w dół kłonił jego powieki, spadł z nich nagle, a po bladych, odwykłych od radośnego wyrazu, ustach, przemknął się niewyraźny uśmiech. Po chwili rozwinął papier, który trzymał w ręku, i przeczytał następne słowa:
„Kochany panie Rudolfie. Propozycya twoja, abym za słuszną cenę nabył zagrożone publiczną sprzedażą dobra pani Matyldy X., albo téż spłacił ciążące na nich sumy, aby je za pomocą wieloletniéj odebrać dzierżawy, bardzo mi się podoba z dwóch względów: naprzód, dałoby mi to możność stania się użytecznym kobiecie, pozbawionéj, jak piszesz wszelkiéj opieki i pomocy; następnie pomieszało-by szyki panu Henrykowi S., którego najzimniejszemu samolubstwu i najokropniejszéj chciwości miałem zręczność przypatrzyć się w czasie katastrofy tego biedne-