Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niepodobna, drogie dziecię, niepodobna! — zawołała pani Rudolfowa, składając znowu ręce, ale tym razem z gestem nadzwyczajnego żalu. — Bóg widzi, jakbym pragnęła, aby to stać się mogło, i aby święta zgoda przywróconą w familii została, boć przecie wiem dobrze i głęboko przenikniona jestem zasadą, że, gdzie zgoda, tam i błogosławieństwo Boże. Ale babka tak zażalona na was, tak rozgniewana na twoję matkę, tak źle do was obudwóch uprzedzona... Nagadano jéj o was różnych przykrych dla niéj rzeczy, obczerniono was przed nią, a dziś jest nawet trochę słabą, i gdyby cię zobaczyła, mogła-by zirytować się, zachorować...
— Albo dać się rozrzewnić i ująć! — zabrzmiał znowu głos w stronie Rozalii.
— Zresztą — ciągnęła pani Rudolfowa, teraz, jak i piérwéj, nie zważając na przerwę — zresztą, o czémże-byś miała mówić z nią, moja duszko? O co-byś ją prosić mogła?
— O to — odparłam żywo, z trudnością mogąc pohamować się dłużéj — oto, co matce mojéj słusznie należy się od jéj ciotki, która głównie przyczyniła się do skrzywienia jéj życia wychowaniem, jakie jéj dała, a potém wpływami i namowami rozłączając ją z moim ojcem...
— Powoli, powoli, kochane dziecię — przerwała pani Rudolfowa z niezmąconą słodyczą i uprzejmością. — Wspomniałaś, zdaje mi się, o wychowaniu;