Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobną do ciebie... Nie wiem, co masz w sobie takiego, ale znowu powiedziéć ci muszę, że jesteś dobrą... Nachyliła się jeszcze bardziéj i gorące usta przytknęła do mego czoła.
W téj saméj chwili rozchyliła się ponsowa portyera, z za któréj przed kilku laty po raz piérwszy zobaczyłam wychodzące naprzeciw nas obie moje babki. Tym jednak razem ukazała się z za niéj jedna tylko postać kobieca, ubrana w kosztowną suknią zielonkowatego koloru, w biały czepeczek z koronek i atłasowych wstążek, włożony na czarne, pretensyonalnie uczesane włosy, z twarzą okrągłą, bardzo śniadą, ozdobioną parą oczu czarnych i biegających, i dwoma rzędami białych jak śnieg zębów, pokazywanych w uśmiechu.
Była to naturalnie pani Rudolfowa. W progu jeszcze zobaczyła pocałanek, jakim mię obdarzyła Rozalia; oczy jéj żywiéj błysnęły, usta szerszym jeszcze rozszerzyły się uśmiechem, podbiegła żywo i zawołała bardzo uprzejmym i wesołym tonem:
— Otóż to lubię, kiedy dwie tak blizkie krewne, po długiém niewidzeniu się w podobnie czuły witają się sposób! Ależ bo jak szczęśliwą myśl miałaś, kochana Waciu, przyjeżdżając dziś do nas! Pójdź-że, drogie dziecię, niech cię uścisnę.
I postępowała ku mnie, wyciągając oba ramiona i błyskając czarnemi oczyma i białemi zębami. Słodkawo-czułe to powitanie przykrzejsze daleko wywar-