Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czucia dla mojéj matki, zakrawającego na zgryzotę sumienia.
Dziwiło mię także wielce, że pan Rudolf nigdy nie czynił przed nami najlżejszéj wzmianki o żonie swéj, ani o starszéj córce. Przestałam jednak dziwić się, gdy się dowiedziałam od mojéj matki, że pani Rudolfowa i Rozalia od roku stale już zamieszkały w Rodowie, że pani Rudolfowa pomagała zwijać babce Hortensyi bawełnę setnego numeru, i podnosiła jéj upadłe na ziemię kłębuszki. Temu się nie dziwiłam, bo wiedziałam oddawna, że piastowała ona w sercu swém nadzieję przyciągnięcia ku sobie na tych cieniuchnych niteczkach ciężkiego spadku swéj ciotki. Ale Rozalia? Czyliż-by i ona, idąc w ślady matczyne, pełzała nizko u tych stóp, które tak nielitościwie zdeptały jéj szczęście, dlatego, aby pieniądz, co kiedyś z martwéj wypadnie dłoni, zapłacił jéj nędznie za wszystkie popełnione błędy i doznane niedole?

III.

Był to chłodny, mglisty i wietrzny dzień zimowy; siedziałyśmy z matką u kominka i chwytałyśmy uchem dziwne szumy i poświsty wichrów, tłukących się o ściany domu. Matka moja była dnia tego smutniejszą, niż kiedy. Owinięta szalami, blada, zasunięta w głąb’ fotelu, siedziała milcząc, z głową opuszczoną na piersi i rękoma nieruchomie splecionemi na su-