Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Coraz czuléj ogarniając ją uściskiem, coraz niżéj pochylając się nad jéj twarzą, mówiłam daléj:
— W bibliotece mego ojca, pod oknem, w wazonie z białego marmuru, kwitnie delikatna roślina heliotropu. Była to jedyna roślina, jaka przyozdabiała mieszkanie mego ojca, kiedym do niego przybyła. Kilka razy spostrzegłam, że gdy bladoliliowe kwiecie rozkwitło, ojciec mój zbliżał się, patrzył na nie i przez chwilę pieścił się jego wonią.
Zdziwiło mię to, bo wiedziałam, jak jest surowy i obojętny na wszelkie drobnostki i ozdoby. Dla czego tak lubisz tę roślinę, ojcze? — spytałam go raz. — Zawahał się z odpowiedzią, potém podniósł na mnie oczy i odrzekł ze zwykłą sobie prostotą: Czemuż-bym ci powiedziéć nie miał? Była to ulubiona roślina twéj matki; woń jéj i barwa ją mi przypomina.
Przestałam znowu mówić i patrzyłam na matkę moją ze wzruszeniem. Z pod dłoni, którą przysłaniała oczy, wypłynęła zwolna gruba łza i opadła na moję rękę. Miałaż-by przyjść ta chwila, któréj tak gorąco przez tyle lat pragnęłam? Miałoż ciche opowiadanie moje połączyć nareszcie tych, których tak kochałam i którzy także kochali się i tęsknili za sobą, a rozdzieleni byli jakiémś przykrém wspomnieniem przeszłości, chwilową płochością z jednéj strony, dumą obrażoną z drugiéj?
Po chwili znowu zaczęłam mówić.
— Noc była późna, gdy raz zasnąć nie mogłam