Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Postępowanie to było bardzo grzeczne, grzeczniejsze nawet, niż kiedykolwiek, a dziwnie jakoś płaskie, jakby tajemno-zjadliwe, tak, że zamiast ślimaka, pan Henryk na owéj zabawie przypominał mi sobą oswojonego węża, który czołga się obok człowieka, łasi się i przymila, ale co chwila pokazuje żądło, do ukłucia gotowe. Tańczył ze mną wiele i rozmawiał bardzo uprzejmie na pozór, ale kilka razy słowa jego miały dla mnie tajemne jakieś, zagadkowe a niemiłe znaczenie. Tak np. w kontredansie rzekł do mnie wcale niespodzianie: jaki piękny i cenny masz pani naszyjnik z pereł! Słowa te na pozór były proste, ale wymówił je takim tonem, że poczułam się przez chwilę obrażoną, sama nie wiedząc dlaczego? W mazurowéj znowu figurze, odezwał się, patrząc na mnie z nad okularów swych z dziwnym wyrazem:
— Słyszałem, że matka pani urządziła sobie w W. apartament bardzo gustownie i bardzo bogato. I znowu na ostatni wyraz szczególny położył nacisk. Oprócz tego, kilka razy w ciągu wieczoru spostrzegłam, że ścigał mię oczyma, gdziem się tylko obróciła, a spojrzenie jego zapalało się przytém dziwnym ogniem, na policzki występowały ceglaste plamy, jak zawsze, gdy bywał czémś wzruszony. Helenka spostrzegła także ten dziwny wzrok, jakim pan Henryk patrzył na mnie i szepnęła mi raz na ucho:
— Czy widzisz, jak pan S. patrzy na ciebie? Ręczę, że nienawidzi cię z całego serca.