Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

właściwą tym, co, niezadowoleni z dnia dzisiejszego, pragną, aby czas jak najprędzéj upływał, bo mają nieokreśloną nadzieję, że przyniesie im może lepsze, ponętniejsze jutro.
Bezczynność ciążyła mi, a nie wiedziałam dobrze, co-bym czynić mogła. Nic nie umiałam, niczego mi nie brakowało z codziennych potrzeb życia, wszystko przychodziło do mnie gotowe, zbytkowne, służyło mi na każde mrugnienie oka, lub skinienie palca. Całemi godzinami leżałam w moim pokoju na atłasowych poduszkach sofy, z romansem francuzkim w ręku, którego treść gorąca i fantastyczna rozmarzała mnie, ale nie uspakajała, chłonęła jeden szereg godzin, aby na drugi większą jeszcze i dotkliwszą rozlać pustkę. Siadałam do fortepianu, ale myśl moja, rozstrojona i znękana, rzadko odnajdywała w melodyi mistrzów dawne zachwyty i szlaki gwieździste, najczęściéj zaś przy dźwiękach instrumentu ogarniał mię taki żal nieokreślony a dotkliwy! takie czułam osłabienie w całym fizycznym i moralnym ustroju, że ze łzami w oczach i z bladém czołem wstawałam od instrumentu, i krokiem powolnym a słabym wracałam do mego ustronnego pokoju, aby rzucić się tam znowu na sofkę i z otwartemi oczyma pogrążyć się w sen, pełen przykrych wspomnień, niewyraźnych przeczuć i marzeń, albo w inny, a stokroć przykrzejszy, sen biernéj, bezmyślnéj apatyi.
I zwolna, stopniowo zbliżało się do mnie to stra-