Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kierowana smakiem artystycznym i dawném zamiłowaniem, wybrałam była na dzisiejszy popis.
Powiodłam wzrokiem po salonie. Kilkadziesiąt osób zwracało ku mnie ciekawe twarze i oczy. Kilkadziesiąt innych rozmawiało półgłosem w najlepsze, z lornetkami na oczach lub wachlarzami na ustach. Ale mnie mało obchodziła uwaga jednych i lekceważenie innych; o kilkanaście kroków ode mnie, oparty o róg fortepianu, stał hrabia Witold, nie patrzył na mnie, ale z postawy i twarzy można było wyczytać, że z uwagą oczekiwał gry mojéj.
Uderzyłam piérwsze akordy, te wspaniałe, pełne akordy, podobne do wykutych z marmuru posągów, lub do wołań, wychodzących z wezbranéj piersi olbrzyma. Jak echo nieśmiałe i dalekie odpowiedziało im kilka innych cichszych i smętniejszych, a potém klawiatura cała, od najgłębszego basu do najwyższego wiolinu, odezwała się gammą tonów szybką, gorącą, zmienną, a jednak jednolitą, przepaścistą jakąś, pełną jęków, westchnień, śmiechu i szeptów miłośnych, i pereł dźwięcznie uderzających się wzajem w wirze zawrotnym.
Straciłam pamięć wszystkiego, co mię otaczało duch mistrza w mgnieniu oka orzucił mię całą napowietrznym płaszczem melodyi, i ducha mego uniósł w wysoką krainę sztuki. Czułam bicia serca śpieszne, gorące, tentna zapału pulsujące w skroniach, po głowie mojéj przeciągały szlaki myśli promieniste, jak