Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

są nasze, matki. Ją namówią, zrobią z nią wpływami i prośbami wszystko, co zechcą, a brat będzie miał największy udział w tém morderstwie, bo Zosia kocha go i wierzy w jego zacność i prawość, jak w Ewangelią...
Zaledwie Helenka wymówiła te wyrazy, gdy mnie i ją pochwycono do tańca.
Około północy umilkła orkiestra, a natomiast rozlały się po obszernéj sali melodyjne tony skrzypiec z towarzyszeniem fortepianu. Rozpoczął się koncert, mający urozmaicić i uświetnić zabawę.
Lecz, niestety! ani brzmiąca i głośna uwertura z Wilhelma Tella, ani słodkie i tęskne marzenie Schumana, jakkolwiek wcale dobrze wykonane, nie mogły w liczném a rozbawioném zgromadzeniu ogólnego sprawić milczenia. Słuchano widocznie przez grzeczność, ale co chwila w różnych stronach dawały się słyszéć szepty i śmiechy tłumione, a gdzieniegdzie ukazywały się fizyognomie przeciągnięte, znudzone i widocznie żałujące tańca.
Śpiew lepsze miał nieco powodzenie; nakoniec przyszła koléj na moję muzykę, mająca zakończyć tę niezbyt pożądaną towarzystwu zabawę.
Usiadłam przy fortepianie, a przy mnie stanęła Helenka, która podjęła się odwracać mi karty. Przede mną na pulpicie leżały moje dawne ulubione sonaty Beethovena, które, długo zaniedbane, spoczywały gdzieś na etażerce w pyle i zapomnieniu, a które jednak,