Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wolała-bym, żeby ślubny mój obrządek odbywał się w cichym jakim, małym i potulnym kościołku; abym, wymawiając słowa wiekuistéj przysięgi, widziała tylko obok siebie błogosławione twarze rodziców i zamglony wzruszeniem wzrok najlepszéj przyjaciółki; aby żadne szepty ust obcych, ani szelesty sukien na wystawę włożonych, nie tłumiły pieśni poważnéj, którą na czoła nasze lać będą z góry akordy organów; aby, gdy wyjdziem z kościoła, tylko słońce pogodne, spojrzało na radość naszę i pozdrowiło nas na długą drogę szczęścia i walk wspólnych...
Tak marzyłam i mimowiednie podniosłam wzrok zamglony wilgocią. Naprzeciw mnie, po drugiéj stronie ołtarza, stał hrabia Witold, niemy, także zamyślony. On także nie śmiał się i nie rozmawiał, oczy trzymał utkwione w ziemię, a na spokojnéj twarzy jego, pobladłéj nieco w téj chwili, przesuwały się zadumy dojrzałego człowieka i marzenia młodzieńca, o duszy głębokiéj, jak dno morskie.
Widząc to, zapytałam siebie w duchu: dlaczego w tém liczném zebraniu dwoje nas tylko było z milczącemi usty i zamyślonemi czołami? dlaczego, gdy wszyscy koło nas śmieli się, żartowali i u stopni ołtarza nawet szukali dla siebie zabawy i wesołości, on i ja tylko staliśmy pogrążeni w zadumie, marzeniu, cichéj wewnętrznéj modlitwie?
Czyliż tak podobni byliśmy do siebie? czy pra-