Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W czasie ceremonii, między osobami, składającemi orszak, zawiązywały się ciche rozmowy, krzyżowały się spojrzenia i uśmiechy, kiedy niekiedy wybuchał nawet głośniejszy, choć wnet przyzwoitością i poszanowaniem dla miejsca stłumiony, chychot. Strojne głowy dziewic falowały, niby łan, zasiany kwiatami, pochylały się ku sobie i szeptały. Młodzi panowie lornetowali i przesyłali sobie wzajem znaczące uśmiechy, starsi zamieniali z sobą po cichu różne uwagi.
A między tém roztargnioném, rozbawioném gronem ludzi, którzy, u stóp ołtarza nawet i na widok uroczystego i stanowczego jak śmierć obrzędu, nie byli zdolni skupić swego ducha i o zabawie zapomniéć, ja tylko stałam niema, przejęta, rozmodlona w głębi serca o szczęście młodéj towarzyszki, wzruszona aż do dna duszy tym aktem, którego dokonywanie się piérwszy raz widziałam, a który stał teraz przed memi oczyma, straszny wymawianą przysięgą, cudowny wiekuistém dwojga serc połączeniem, przenikający głęboką pieśnią organów, groźny obliczem Boga, promieniejącém z ołtarza...
Nie byłam w stanie ani uśmiechnąć się, ani słowa wyrzec do nikogo, i patrząc wkoło siebie, w skrytości serca mego myślałam, że nie chciała-bym, gdy przyjdzie dla mnie podobna chwila, stanąć u ołtarza z wybranym moim pośród tylu uśmiechów, szeptów, bogatych strojów i ciekawych oczu. Wolała-bym, o! stokroć