Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale spotkał we mnie tak chłodną obojętność, tak lodowatą ironią, że, widząc, iż dalsze próby na nic-by się nie przydały, zaczął trzymać się w ceremonialnéj ode mnie odległości i tylko gęstszą jeszcze orzucił się zasłoną melancholii i głośniejsze wypowiadał tyrady o niestałości kobiet, braku prawdziwéj miłości w świecie i t. d. Utrzymywano powszechnie, że dostał ode mnie harbuza, i znajdowały się nawet litościwe dusze, co się nad nim użalały, i inne, gruntowniéj myślące, co miały mi za złe, iż odrzuciłam sposobność świetnego maryażu, bez żadnego wyraźnego powodu. Ja zaś czułam się dla niego tak obojętną, jak gdybym nigdy ani iskry sympatyi ku niemu nie miała. I owszem, gdy zasłona złudzenia spadła z mych oczu, górnobrzmiące frazesy pana Lubomira śmiech we mnie obudzały, i patrzyłam na niego, jak na komedyanta, który, wedle słów Helenki, ustroił się w płaszcz Almawiwy i w spojrzenia Dafnisów, aby pokryć istotną swą nicość i sprawiać efekt powtarzaniem bezmyślném zdań, zasłyszanych na bruku paryzkim. Oprócz mnie, znajdowała się w towarzystwie naszém inna jeszcze, mocno zmieniona osoba. Była to Zosia.
Pa bolesném przejściu, jakiego byłam świadkiem, straciła ona całkiem żywość układu i świeżość twarzy, jakie ją cechowały wprzódy. Wydawała się zupełnie spokojną, ale biernym spokojem apatyi i przygnębienia. Zwykła jéj łagodność przybrała pozór nieledwie niedołężności; zdawało się, że każdy mógł-