Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak pięknie mówi? dlaczegoż tak wzniosłe i szlachetne wygłasza zasady i pojęcia?
— Deklamator! — odrzekła krótko Helenka, wzruszając ramionami.
— Czy podobna jednak — wymówiłam jeszcze — aby, mówiąc w ten sposób, człowiek nic a nic nie czuł tego o czém mówi, nic a nic nie obstawał w życiu za tém, co wygłasza? — Helenka uśmiechnęła się po swojemu i znowu ramionami wzruszyła.
— Moja Waciu — wyrzekła — gdybyś była cokolwiek doświadczeńszą, niż jesteś, a cokolwiek mniéj wrażliwą i skłonną do uwierzenia pięknym pozorom, dostrzegła-byś w samych słowach pana Lubomira przesadę, nadętość, więcéj brzmiących wyrazów i frazesów, niż zdrowych i głębokich myśli. Jest to, moja droga, dzwon, wydający z siebie donośne głosy, ale wewnątrz pusty; jest to jeszcze aktor, nie umiejący nawet dobrze na pamięć swojéj roli, ale recytujący ją wielkim głosem i z wielkiemi, gestami dla uczynienia effektu na spektatorów; jest to jeszcze przedewszystkiém nicość chodząca, która, poczuwszy sama w sobie, że jest nicością, a nie chcąc uchodzić przed światem za nią, oblokła się od stóp do głowy w wiele mówiącą melancholią, w romansowe zamyślenie, we wspomnienia przebytych cierpień, w duchową idealność i poetyczność, w cały ten, słowem, arsenał wyuczonych pozycyi, frazesów, spojrzeń, gestów, mimiki, w jakie uzbrajają się zarozumiali a ambitni głupcy,