Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przypomniała mi wyszczerbione spodeczki, na jakich u państwa Rudolfów podawano konfitury; poważny, czarno ubrany kamerdyner, który właśnie w téj chwili przez pokój przechodził, wydał mi się zadziwiająco podobny do owego chłopaka niezgrabnego, co tam przedstawiał lokaja; a w najciemniejszy kącik pokoju tuliła się postać niewyraźna, chowając się i kuląc ze wstydu, i drżącemi rękoma napróżno starając się łatać szatę, któréj złocone łachmany opadły z jéj ciała.
Matka moja nie spuszczała ze mnie oka. Po chwili rzekła znowu:
— Nie obawiaj się jednak, Wacławo, aby z nas prędko spaść miała ta suknia, jaką nosiłam całe życie, i w jaką przybrałam ciebie, gdym cię w świat wprowadzała. Wprawdzie majątek mój w smutnym jest stanie, ale był on kiedyś bardzo znaczny, prawdziwie pański, a majątki takie podobne są do bardzo soczystego owocu. Zdaje ci się, żeś wszystek sok zeń wyssała, ale pociśnij dobrze, a z pewnością kilka jeszcze kropel wypłynie. Zamożność dawnych domów była tak wielka, że ci, co ją otrzymali w spadku, wielkość jéj najbardziéj poznają po obfitości źródeł, jakie im ona przedstawia w chwili, w któréj ratować się już potrzebują od całkowitéj ruiny. Wielki majątek, spadły mi po ojcu, nadwerężyłam mniéj zbytkami, niż nieumiejętnością zarządzania nim i zbytną ufnością w ludziach, którzy mię najniegodziwiéj okradali i oszu-