oczyma wpijał się w twarz moję, która może zbladła trochę w téj chwili.
Pochyliłam się, podjęłam astrę i, podając ją panu Agenorowi, rzekłam:
— Dlaczego nie podnosisz pan kwiatów, które leżą u stóp pana? Ludzie mówią, że kwiaty w życiu rzadko napotkać się dają... pogardzać więc niemi nie należy...
Nie wiem, czy przyśpieszone serca bicie, z jakiém wymawiałam te słowa, ozwały się w mym głosie sarkazmem lub bólem, ale pan Agenor nie wyciągnął ręki po kwiat, który mu podawałam. Wpatrzył się we mnie jeszcze głębiéj, jeszcze przenikliwiéj i wyrzekł zwolna:
— Dla mnie jeden jest tylko kwiat, który podjąć pragnę... jakim on, domyśl się pani... ja panią kocham!..
Ostatni wielki wyraz po raz piérwszy wymawiał do mnie i — dziwna rzecz! — głos jego, tak mistrzowski, tak wprawny w różnych odcieni wibracye, omylił się. Była w nim jedna nuta jakaś za wysoka, czy za nizka, nie wiem, ale która fałszywie zabrzmiała w mém uchu, niby klawisz źle dobrany w muzycznym akordzie... Nie wiedziałam, jakie brzmienie właściwe było dla wyrazu tego, ale czułam, że źle on wymówionym został...
Ten fałsz tonu osłabił wrażenie i zmniejszył wielkość słowa, i dlatego może nie ugodziło ono we
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/327
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/9/95/PL_Eliza_Orzeszkowa-Pami%C4%99tnik_Wac%C5%82awy_vol_I.djvu/page327-641px-PL_Eliza_Orzeszkowa-Pami%C4%99tnik_Wac%C5%82awy_vol_I.djvu.jpg)