Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko nadać może, że dwuznaczny uśmiech delikatnie wykrojonych ust jego nie był tak sympatyczny, jakim mi się dotąd wydawał, i że nie było w uśmiechu tym ani prawdy wesela, ani prawdy uczucia.
A jednak tak dziwném jest serce ludzkie, serce młode w ruchliwości swojéj, że zmęczona, zniepokojona, chwiejąca się i niepewna, nie mogłam jednak oprzéć się urokowi rozmowy i głosu pana Agenora. Głos ten szczególniéj czarodziejsko działał na mnie, ależ bo podobnego ani przedtém, ani późniéj, nie słyszałam nigdy. Czarował mię wtedy najbardziéj, gdy wibrowała w nim tłumiona, niby z przemocą wyrywająca się z piersi, tkliwość. A właśnie takiéj tkliwości tony brzmiały w głosie pana Agenora, gdy, widząc mię zamyśloną i smutną, przemawiał do mnie. Słuchałam go, nowy zamęt powstawał w méj głowie, nowe wrażenia wpływały do piersi, zapomniałam już prawie o wszystkiém, co w ciągu wieczora widziałam i słyszałam, i co mię w okropną wprawiło wątpliwość...
Nagle tuż przed nami przeszła Rozalia, wsparta na ręku innéj jakiéjś panny. Twarz odwróciła w inną stronę, niby zajęta rozmową ze swą towarzyszką, ale lekkie fałdy jéj sukni wionęły i otarły się o nas. Przyczém wstrząsnęła głową niedbale na pozór; liliowa astra wymknęła się z jéj warkocza i upadła pod stopy pana Agenora. Lecz on zdawał się najmniejszéj nie zwracać uwagi na kwiat upadły, i rozmarzonemi