Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

milcząca, z oczyma utkwionemi w posadzkę i rękoma splecionemi na sukni.
Pan Agenor opowiadał w téj chwili towarzystwu jednę z licznych przygód swoich podróży, ubarwiał ją poezyą, zaiskrzał dowcipem, zaostrzał nagłemi sarkazmami, które wychodziły z ust jego wtedy, gdy najmniéj były spodziewane.
Zasłuchałam się w jego rozmowie, zapatrzyłam się na pełną życia jego fizyognomią, zapomniałam o upartéj a nieprzejednanéj kuzynce, o niedawném z nią zajściu, o wszystkich przykrych wrażeniach dnia upłynionego, a myślałam tylko o tém, że nazajutrz nie będę już widziała ani słyszała pana Agenora. Myślałam o tém z żalem.
W parę godzin potém w sypialnéj mojéj szufladce siedziałam śród ciszy nocnéj przy otwartém na ogród oknie i czułam, że na miejscu zmarłego, skromnego kwiatka sympatyi mojéj dla Franusia, jaki wiozłam z sobą, jadąc do Rodowa, wywiozę rozkwitły inny kwiat barwniejszy, świetniejszy, wynioślejszy. Miałam tylko poczucie, że kwiat ten rozkwitał nie w sercu mojém, lecz w głowie, i że miał uderzającą woń perfumy, od któréj głowa mi pałała i skronie pulsowały, jak po oczadzeniu. Chwilami, przy wspomnieniu o dziwnych spojrzeniach, jakie pan Agenor rzucał niekiedy na Rozalią, i o przykréj zmarszczce, która występowała mu czasem na czoło, niemiłe mię przejmowało uczucie. Wtedy w uszach brzmiały tajemnicze słowa