Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pisma Ś-go, lecz najczęściéj utkwione były w dwoje ptasząt świergocących, trzepoczących się w swéj klatce, lub w kawałek błękitnego nieba, które, wydobywając się z za ciemnych jodeł, rosnących za oknami, migotało za szybą, niby na pociechę ptaszynom, zamkniętym w niewoli.
Stawałam nieraz na progu i kilka minut przypatrywałam się twarzy mojéj babki, bladéj, rysującéj się na tle szarego pokoju, z łagodnemi oczyma, utkwionemi w niebo i w ptaki, z rękoma złożonemi nieruchomie na srebrnéj klamrze świętéj księgi. Na czole jéj, pomiędzy licznemi zmarszczkami, błąkały się wtedy oddalonych wspomnień błyski, a na bladych ustach wisiał, blady także, zamyślony uśmiech.
Pytałam siebie nieraz, o czém myślała, siedząc tak długiemi godzinami, babka moja? Czy to błękitne niebo mówiło jéj o lepszém życiu, niż to, które przebyła na ziemi, a które poorało zmarszczkami jéj czoło i smutny wyraz złożyło na ustach, niby przebytych cierpień pieczęć? Czy widok śpiewających i kochających się ptaków przywodził jéj na pamięć na zawsze znikłe promienne chwile przeszłości? Czy może w téj klatce, owiniętéj bluszczem i ozdobionéj kilku kwiatami, wdziała obraz niewoli, przystrojonéj światowemi połyski, w jakiéj zapewne spłynęło jéj życie? Raz, gdy tak stałam na progu, patrzyłam na moję babkę i myślą zadawałam sobie te pytania; niby przeczuwając obecność moję, odwróciła się, spojrzała na