Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

może... duma macierzyńska, niepozwalająca wyjawiać tajemnéj chęci widzenia mię długo z panem Agenorem? Dotąd zdaje mi się, że i jedno, i drugie było powodem opozycyi mojéj matki, która zresztą nie była zbyt silną i została przełamaną kilku łagodnemi słowami prośby, wymówionéj przez babkę Ludgardę. Matka moja pocałowała ją w rękę i wyrzekła:
— Zostanę, moja ciociu! — Tym gestem i słowem widocznie chciała dać poznać, że nie na prośby-to babki Hortensyi, ale jéj siostry, zostaje w Rodowie. Babka Hortensya zacisnęła nieco swe wązkie usta, a surowe jéj oczy surowszemi jeszcze się stały. Pani Rudolfowa zaś pokazała w uśmiechu całe dwa rzędy białych zębów i słodkim a żartobliwym głosem rzekła:
— Gdybym była na twojém miejscu, najdroższa ciociu, gniewała-bym się na kuzynkę Matyldę: wszak to na prośbę cioci Ludgardy nie na twoję, zgodziła się pozostać.
Fałdy na czole mojéj matki zagłębiły się; zimno spojrzała na panią Rudolfową i zwolna odrzekła:
— Ciotki moje wiedzą dobrze, jak szczerze i bezinteresownie kocham i poważam je obie.
Trudno opisać intonacyą głosu mojéj matki, gdy to mówiła. Był on bez zarzutu grzeczny, ale chłodny jak lód, ostry jak stal wyostrzona. Śniadość pani Rudolfowéj zniknęła pod krwistym rumieńcem, ale córka jéj zwróciła się do mojéj matki i, zwyczajnym sobie gestem składając ręce, zawołała ze słodyczą: