Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bladły, nikły, umierały tak, jak owe kwiaty rozsiane po ziemi...
Smutno mi było.

IX.

Kiedym się zbudziła, zobaczyłam stojącą przy mnie moję matkę z listem w ręku.
— Wstawaj, śpioszku — rzekła, całując mię w czoło — zadzwoń na twoję garderobianę i ubierz się żwawo. Otrzymałam od moich ciotek list bardzo naglący, abyśmy dziś jeszcze przyjechały do Rodowa. Po wczesném więc śniadaniu wyjedziemy.
Zerwałam się na równe nogi; ani mi już w myśli postały wczorajsze rozmyślania i sen, który był ich następstwem.
Miałyśmy jechać do Rodowa, a więc tam, gdzie był kuzynek Franuś! Zobaczę go więc po trzech tygodniach niewidzenia! Serce uderzało mi radośnie. Matka moja, powiedziawszy mi jeszcze, abym wzięła z sobą stosowny zapas ubiorów, bo zabawimy w Rodowie tydzień lub dłużéj, wyszła, a ja coprędzéj uchyliłam sztory. Strumienie światła wpłynęły do pokoju przez okna, wychodzące na ogród.
Dzień był prześliczny; młode listki, operlone rosą, złociły się od słońca, roje ptaków świergotały w bzowych i jaśminowych zaroślach. Podniosłam w górę oczy i zobaczyłam błękitne sklepienie bez żadnéj