Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łam w kątku pokoju, patrzyłam na nią i widziałam wyraźnie, że nie czytała, a od czasu do czasu wielkie krople łez kapały zwolna z oczu jéj na karty książki.
Bardzo wcześnie Binia odmówiła ze mną pacierz wieczorny i ułożyła mię do snu. Kiedy pomagała mi zdejmować suknią, osunęły się wypadkiem jéj okulary i zobaczyłam, że miała oczy nabrzękłe od płaczu. Usnęłam prędko, znużona wrażeniami i przeszłą niespaną nocą.
Obudził mię szelest sukni jedwabnéj. Otworzyłam oczy i, w półzmroku zaledwie wschodzącego dnia, zobaczyłam stojącą przy mojém łóżku moję matkę. Była w okryciu i kapeluszu. Z pod okrycia widać było wiszącą u paska torebkę podróżną. Nie zdołałam jeszcze całkiem otrzeźwić się ze snu, gdy matka moja pochwyciła mię na ręce, przycisnęła mocno do piersi i pocałunkami okryła mi twarz i głowę. Czułam, pierś jéj podnosiła się płaczem tłumionym. Chciałam coś powiedziéć, o coś zapytać, ale wzruszona, przestraszona, rozżalona, na żadne słowo zdobyć się nie mogłam. Matka moja złożyła mię znowu na łóżku, raz jeszcze przylgnęła ustami do mego czoła długo, długo — i wyszła prędko z pokoju. W kilka minut potém posłyszałam turkot wyjeżdżającéj z dziedzińca bramą karety, jeszcze w parę minut kareta wytoczyła się na ulicę, odgłos kół ucichł w oddali i umilkł zupełnie, do pokoju mego weszła Binia. Zeskoczyłam z łóżka i rzuciłam się na jéj piersi.