Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szyła pod oknem tak pilnie, jak nigdy, i tylko co moment wycierała okulary.
Matka moja była dnia tego tak blada, jak nie widziałam jéj nigdy przed tém; siedziała na kanapie w jednym z salonów, z czołem opartém na dłoni, z oczyma spuszczonemi na suknią, nieruchoma jak posąg pośród otaczającéj ją wrzawy i bieganiny. Zbliżałam się do niéj kilka razy, ale głaskała mię tylko łagodnie po głowie i zapadała w zadumę. Za każdym razem jak lokaj oznajmiał jaką wizytę, odpowiadała: nie przyjmuję! Przyjęła tylko wczorajszego księcia o jasnych włosach. W czasie jego odwiedzin wypadkiem wbiegłam do salonu. Książę siedział naprzeciw mojéj matki w pozie pełnéj uszanowania, ale na twarzy miał wyraz, który-bym dziś nazwała rozpromienieniem i rozmarzeniem zarazem. Trzymał oczy, utkwione stale w moję matkę, która siedziała przed nim blada bardzo, chłodna i milcząca, jak wprzódy. Książę bawił krótko. Ojciec mój cały dzień nie był w domu, wypatrywałam go przez okno i nad wieczór zobaczyłam, jak wchodził w bramę domu. Pobiegłam wnet do jego gabinetu, aby go powitać, ale po raz piérwszy znalazłam drzwi zamknięte na klucz.
Wieczorem ruch w mieszkaniu ustał zupełnie, ale w salonach nie zapalano jak zwykle świateł. Matka moja siedziała w budoarze przy lampie i miała przed sobą otwartą książkę.
Cicha i nieśmiała, jak ptaszek spłoszony, siedzia-