Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie myślę wcale, tylko czuję. Czuję, że znowu jak dawniej, mogę ze strun i z siebie wydobywać pieśni, które długo owijały mi wnętrzności, jak węże gryzące, bo nieme, że znowu jestem władcą dusz ludzkich i kochankiem sztuki. Czuję, że u pieśni moich, jak u sznurów czarodziejskiego dzwonnika, zaczepione są wszystkie te serca i że moja ręka według woli je rozkołysuje, to wolniej, to szybciej, wydobywa z nich wszystkie tony, do których są zdolne, budzi w nich takie struny, o jakich nie wiedziały same, rzuca je w płomienie, w głębie, na szczyty, których nie zaznałyby nigdy bezemnie. Czuję się znowu poetą, twórcą, ptakiem rajskim, triumfatorem. Uczucia te są radością bezbrzeżną i prawie bezprzytomną, bo upajają tak, jak żaden z trunków ziemskich upajać nie może, jak chyba nektar upajał Apolla, gdy w siedmiopromiennej koronie, na srebrnostrunnej lirze grał zachwyconym bogom i ludziom. Zachwycenie publiczności nie ustaje ani na chwilę, owszem, wzmaga się z każdą chwilą; słuchają z natężeniem, prawie ze czcią, ale niekiedy zapał silniejszym jest nad cześć i nie daje mi snuć pieśni ciągiem nieprzerwanym. Jak z chmury, nabrzmiałej elektrycznością, zrywają się krótkie burze oklasków, do uderzeń piorunów podobne, albo głuche turkoty jednego, tylko wielekroć powtórzonego wyrazu: brawo! lecz wnet milkną i pieśń wyłania się z nich znowu swobodna, szeroka, zwycięzka, rozpuszczonemi skrzydłami żeglująca po niezgłębionych i niezmierzonych toniach ideału. Najbliżej przedemną dwa czy trzy szeregi siedzeń przywodzą na myśl półkolisty klomb kwiatów podzwrotnikowych i świeżą skropionych rosą. Są to