Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nicze nie tyczą się bezpośrednio parobków, oficynę i parę czworaków zamieszkujących. Do nich nic z tego wszystkiego nie należy, oni orzą, sieją, zbierają nie dla siebie. Jednak nawet w stosunku do tych ludzi z twardemi kośćmi i grubą skórą prawdą musi być to, że nie samym chlebem człowiek żyje i że nietylko wino lać mu może w żyły zdroje radości. Najmniejsza skiba wspaniale ubranej ziemi nie była ich własnością, lecz widok jej całkowicie do nich należał i tak ich snać, w połączeniu z ciepłem, światłem i pewnością długiego spoczynku, cieszył, że na znak uciechy oficynę i oba czworaki ubrali oni od wczesnego ranku w gęstą zieloność. Ze ścianami ustrojonemi w wieńce z gałęzi i widłaków, pachnących ajerem dokoła osypane, z młodemi brzózkami i sosenkami u każdych drzwi i za każdem oknem, brzydkie budynki zmieniły się we wdzięczne, zielone altany. Głowy zaś dziewcząt, córek, i sióstr parobków, zmieniły się w ogrody; zboża, które wkrótce żąć one miały, nie były ich własnością, lecz rosnące pośród nich kwiaty do nich należały. Gdy po południu z pobliskiego miasteczka wracając w jaskrawych andarakach, śnieżnie białych koszulach, a warkoczach pełnych maków i nagietek z rosłemi kształtami, silnem stąpaniem i rumianą cerą, gromadką szły przez dziedziniec, mniemaćby można, że jest to nadchodzący od pola chór polnych bogiń. Pole to właśnie surowe, wymagające, ale świeże i potężne, udzieliło im swojej świeżości i siły, a wzamian tej rosy potu, którem je one skropiły i tych potoków pieśni, które wylewały na nie, dało im rosłe kształty i wesołe głosy. Potniały i teraz, całą milę w upale letnim uszedłszy i — śpiewały,