Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy zawsze wstajesz tak wcześnie?
— H-a-a-a?
— Lubisz zapewne takie piękne ranki, skoro tak długo patrzałaś na niebo i rzekę?
Z wiadrami swemi, po ostrym żwirze, powoli wspinając się na górę, patrzała na mnie oczami tak niezmiernie zadziwionemi, że aż od tego zdziwienia otworzyły się jej wargi, a z za nich wydobył się jeszcze chrapliwszy i przeciągliwszy dźwięk:
— H-a-a-a?
U wschodu nieba, z za rubinowego szlaku, wytryskiwał olśniewający półkrąg słonecznych promieni, a świat, nagle i świetnie, stawał cały w złocie, w szafirze, w brylantach rosy, w śpiewie ptaków i w gwarze zwierząt i ludzi, — gdy ona, wraz z kołyszącemi się u jej ramienia wiadrami, znikała w niskiem i ciemnem wnętrzu oficyny.
W pierwszych dniach czerwca nadeszły Zielone Święta, słusznie od barwy nadziei nazwane... Hej, na szerokich łanach żyto w pół człowieczego wzrostu już wyrosło i płynie z wiatrem połyskującą falą, z której wyglądają na świat szafirowe oczy bławatków; po niższej nieco pszenicy biegną tu i ówdzie złote smugi dzikiego rzepaku; w najniższych owsach zakwitły kąkole; brzegami dróg i po miedzach powstały lasy białej i żółtej kamioły. Kwiaty zbożu nie szkodzą, tylko je przyozdabiają, a dalej, na łąkach, wysokie trawy upajającą wonią zdają się wabić kosiarzy, którzy też wkrótce wznieść nad niemi mają błyskawice i dźwięki stali. Wprawdzie wszystkie te — pociechy i bliskie spełnienia nadzieje rol-