Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nic nie mogłoby dorównać szyderskiemu niedowierzaniu, z którem tamta wlepiła w nią z pod powiek obrzmiałych swoje roziskrzone, turkusowe oczy i zagwizdała:
— Pfi! Pfi! Pfi! A cóż to takiego gorzkiego do buzi ci wpadło? Romansik jakiś..., za który od mężulka dostało się...
— Nie kończ! Nie sycz tak! Nie bądź tak niesprawiedliwą... powiem ci... Mylisz się, myśląc, że byłam szczęśliwą z człowiekiem, którego mi niegdyś tak zazdrościłaś...
— Nie? Nie? Pfi! Pfi! Pfi! A co? Czy nie zgadłam? Sprzykrzył się i innej śliczności ci się zachciało... jeszcze śliczniejszej... jednego było mało... nieszczęście! wielkie nieszczęście!
I nic dorównaćby nie mogło wyrazowi triumfu zjadliwego, którym zadrgały wszystkie zmarszczki jej skurczonej, zmalałej twarzy i wszystkie iskry jej rozpłomienionych oczu. Ale i u tamtej, dotąd tak cierpliwej, żałość i litość poczęły zapalać się iskrą gniewu.
— Niesprawiedliwą jesteś, życie napełniło cię złością... Ale było to życie nieszczęśliwe, opuścić cię nie mogę, zrozumieć się musimy... Powiem ci więc jeszcze, aby zazdrość twą zmniejszyć, twarde serce złagodzić... syna mam w więzieniu... najdroższego, najlepszego syna...
— Pfi! Pfi! Pfi! Synek dostał się do więzienia! moje uszanowanie! winszuję. A za co? W kosteczki kogo ograł? Cudzą żonkę od męża wykradł? Banczek jaki okradł, aby szampanka z koleżkami chłeptać?...