Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O, na to są ranki! odrzekła. — Nie jestem wprawdzie zmuszona do oddawania się ciężkim robotom, bo mimo mierności majątku, mam wyręczycieli; wszakże zajmuję się wewnętrznym zarządem domu, czego dowodem jest ten symbol gospodyni.
I brzęknęła wiązką kluczyków wiszącą u ładnego paska.
— Na to wszystko jednak, mówiła dalej — są ranki. Wstaję wcześnie i urządzam moje gospodarstwo wtedy, gdy mąż mój zajęty jest staraniem około swojego; w dzień zajmuję się wszystkiem co należy do estetycznej strony domu, i uczę mego chłopaczka — bo, dodała wskazując z uśmiechem na małego Władzia, ten oto młody człowiek umie już czytać. A oprócz nauki czytania, ileż to trzeba z dzieckiem rozmawiać, na ile pytań mu odpowiadać, chcąc aby od najważniejszych dni przywykało do myślenia! W ostatnich godzinach dnia jesteśmy zawsze razem z Adamem; czytamy, przechadzamy się, ja grywam niekiedy, naradzamy się o naszych wspólnych sprawach — słowem, wieczory należą już całkiem do nas, są porą przeznaczoną na wszystko co ozdabia życie, na literaturę, i swobodne pogadanki.
W tej chwili wszedł pan Adam, i przerwał nam rozmowę pytaniem, czy nie chcemy użyć przechadzki, bo wieczór jest prześliczny. Przez ogródek w którym między czworobokiem wązkich a cienistych alei rosły owocowe drzewa i wiły się klomby z kwiatami,