Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwilą i ze zdziwieniem ujrzałam że mężczyzna z lekkim uśmiechem ujmował cugle mego konia.
— Pozwól pani, rzekł kłaniając się z grzecznością, abym dziś przypomniał poza bramą mego małego domu, starożytne prawa dawnych władzców feudalnych zamczysk. Kiedyś pan bogatego zamku miał prawo podróżującego po jego ziemi przemocą zatrzymać, i wwieść w swoje progi; chciej pani zgodzić się na to, abym był dzisiaj feudalnym panem i przemocą wwiódł jej konia poza nizkie moje wrota.
Co mówiąc w istocie wprowadził Strzałę na zielony dziedziniec i z grzecznością podawał mi ramię prosząc abym zsiadła.
Nawpół zdziwiona, nawpół rozweselona i ujęta, niewiedziałam co mam uczynić — gdy podbiegła ku mnie młoda kobieta i z uśmiechem rzekła:
— Ja jestem kasztelanką tego oto zamku i dołączam prośbę do aktu przemocy dokonanego przez mojego Barbe-Bleu, abyś pani raczyła zsiąść z konia i wejść do domu, na który z przyjemnością zdawałaś się patrzyć przed chwilą.
I wspiąwszy się na palcach wyciągnęła ku mnie drobną i białą rękę.
— Zaczarowany w istocie macie państwo zamek — rzekłam zsiadając z konia; przykuwa on do siebie oczy nieznajomych prowadząc ich do popełniania niegrzeczności, zatrzymywaniem się u waszych wrót. Ale jeśli mam być szczerą to wyznam, że rada dziś jestem z