Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiedy jakby mimowoli szyderski nieco dla Alfreda. Zemną rozmawiał ciągle — a ja pod wpływem jego braterskiego rozumnego słowa, nowem życiem żyć zaczynałam. Rumieniec wrócił mi na twarz, wesoły uśmiech na usta, a żółte spadające liście nie budziły mi w umyśle porównań do własnej doli mojej. Gdy odjeżdżał Henryk, rzekł do mnie.
— Za miesiąc, na rok a może i na dłużej opuszczę kraj; smutno mi że ciebie tu zostawię bez pomocy i przyjaciela. Mnie podróż koniecznie potrzebna do dokładnego wykształcenia się i zdobycia takiego zasobu wiedzy, jaki mi potrzebny abym mógł stanąć do użytecznej pracy; pojadę więc, a do ciebie często pisywać będę. Nie bądź słaba, siostro; pracuj wytrwale i pamiętaj, że z samej siebie i z własnych sił snuć ci trzeba spokój i szczęście i zrozumieć zadanie życia.
Pojechał — jam gorzko płakała. Pałacyk mój pustym mi się wydał, a Alfred w porównaniu z bratem moim — dziwnie zimnym i niemiłym. Nie zstępywałam już w tajniki własnego serca, i ani siebie ani listków kwiatka nie zapytywałam o to: czy go kocham; ale czułam że coraz obojętniejszy mi się stawał. Pocałunek jego, jego uścisk, był mi już tylko obowiązkiem, który przyjmować musiałam — a piękna i milcząca jego twarz przestała wszelki urok na mnie wywierać.