Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rączkowo przebiegłam aleę. U jednego z jej końców stanęłam, załamałam ręce i patrzyłam przed siebie, a w głowie szalenie mi wirowały słowa dwóch kobiet. „Może ona go kocha? — Zapewne, ale to musi wkrótce mieć koniec.“ I nieśmiałą, tajemną, zaledwie wyraźną myślą zpytałam sama siebie: czy ja go kocham? Biedna kobieta, w której myśli podobne zawita pytanie wtedy, gdy poza nią już się raz zamknęły wrota kościelnych przysiąg!
Stałam i patrzyłam przed siebie drżąc cała w objęciu chłodnej mgły. Również drżąca jak ja, równie blada, z pomiędzy trawy zżółkłej wychyliła się drobna, biała astra. Wiatr kołysał główkę biednego kwiatka, który sam jeden pozostał po wszystkich zmarłych braciach swoich, i z tęsknotą zdawał się też śmierci wyglądać. Podbiegłam i zerwałam bladą asterkę, a wchodząc powoli na wschody gankowe, obrywałam z kolei jej drobne i zziębłe listki, szepcąc machinalnie: kocham? nie? Rozkochane dziewice bawią się często podobną kabałką; ale one pytają o szczęście, a ja o rozpacz pytałam!... Upadł z rąk moich ostatni listek asterki, a z ust mych spłynął wyraz: nie!... Pochwyciłam się za głowę obiema rękami i całą siłą stłumiłam w myśli mej ten wyraz. Nieprawda! myślałam gwałtownie, upornie; ja jego kocham! kocham! kocham! muszę kochać! powinnam kochać! Wiegłam do mego pokoju i dla zagłuszenia się usiadłam do fortepjanu. Machinalnie spoj-