Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tę tęsknotę urokiem niezrównanym. Oczekując przybycia narzeczonego, pierwszy raz zaczęłam myśleć co i jak będę robiła na tej drodze życia otwierającej się przedemną? I marzyłam jak w pięknym jego pałacu, do którego miał mię zawieść, będziemy co ranek witali się radośnem, dzień dobry. Latem, ja mu na to dzień dobry przyniosę kwiat biały zerwany o wschodzie słońca, z rosą poranną na listkach, i oddam mu go z pocałunkiem. Na myśl tę rumieniłam się i przed sobą samą spuszczałam oczy — a jednak ona mi przychodziła, i odepchnięta powracała promienna, gorąca, oblana urokiem dziwnej słodyczy, pod której poczuciem silnie choć wstydliwie biło moje dziewicze serce. Potem, myślałam, ręka w ręku pójdziemy razem do pięknych ogrodów otaczających jego pałac; i razem patrzyć będziemy jak chmurki po niebie płyną, jak róże kwitną i słońce wązkiemi smugami złoci szerokie, cieniste alee. Potem, usiądziemy w zielonej altanie, ja z igłą w ręku, on z książką — i słuchać będę jak on tym pięknym głosem co mię tak w śpiewie jego czarował, czytać będzie poważne i piękne myśli. I razem z nim! razem w świat wiedzy i światła! A on naprzód, aby mi drogi rozjaśniać i wskazywać. Tak, on zawsze naprzód — bom nie zwątpiła ani na chwilę że on wyższy i mędrszy był odemnie, młodej nieumiejętnej i marzącej tylko jeszcze dziewczyny! A potem, będziemy biednym ludziom razem pomagać, i w gro-