Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Toć znamy wzajemnie nasze lata, koleżko, żartobliwie rzekł pan Stefan.
— A już niewiem jaki tam masz eliksir wiecznej młodości!
— Prawda że mam taki eliksir, odrzekł Rawicki; ale wiesz co? możebym się go i pozbył. Jak myślicie panowie? dodał zwracając się do wszystkich: młode serce może być niekiedy rzeczą niezbyt dogodną?
I zaśmiał się, przeciw zwyczajowi swemu głośno, jakby wesoło; ale badawcze ucho dosłyszałoby w tym śmiechu ostry, żałosny dźwięk.
Przez chwilę zamyślił się po własnych słowach, brwi mu się zsunęły, i usta zalał wyraz surowego zamyślenia. Ale byłato krótka chwila. Jakby przypomniawszy sobie obowiązki gospodarza, lekko przesunął rękę po czole niby spędzając zeń ciężkie myśli, a podnosząc kieliszek do góry, rzekł.
— Panowie, piję za pomyślność przyszłej kolei żelaznej!
— Za pomyślność dzieła rąk naszych! zawołał Karol.
— O młodzieńcze, cożeś powiedział! odrzekł pan Michał. Alboż będziemy sami robić szyny i przekopy? jakież to dzieło rąk naszych?
— Więc za pomyślność dzieła głów naszych! poprawił pan Klemens.
— Ja! ja! naszych głów i naszych pieniędzy! zawołał pan Heinrich, który miał pełne kieszenie akcij u kompanji budującej drogę żelazną nabytych.