Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/012

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pustyni schylają głowy, postępują z ciężkością, i okrywają się pianą z wysilenia; z piersi podróżnego wyskakuje wówczas westchnienie znudzenia i niecierpliwości, a usta jego szepcą modlitwę do przemysłu wołając błagalnie: przybądź o lokomotywo!
Nad Tamizą, Sekwaną, Elbą a nawet i nad Wisłą, oddawna już rozlegał się świst pary; mieszkańcy owych szczęsnych krain odddawna już jak podniebne ptaki szybko przebywali przestrzenie — gdy ziemie położone nad pięknemi brzegami Niemna, wzdychały jeszcze do korzystania z cudu zwanego lokomotywą. Na szerokich tamtejszych drogach w upały letnie wlokły się zwolna po piaskach ciężkie karety, zaprzężone mnóstwem koni; koła wozów i bryk skrzypiały i jęczały niby w piekle dusze potępionych. A gdy przyszła jesień dżdżysta i słotna, to powozy grzęzły w rozmiękłej ziemi, konie zapadały w głębokie kałuże, a podróżny osadzony nieraz w środku drogi nieprzepartą siłą błota, widział się zmuszonym do wezwania wołów, aby go z ciężkiej wydźwignęły toni.
Przed kilkoma laty ktoby chciał ujrzeć w maluczkim zarysie arabską pustynię, dośćby mu było przebyć wśród lata drogę wiodącą z nadniemeńskiego miasta Grodna, do mineralnych wód w D***. Sześciomilowa ledwie to była przestrzeń, ale przebycie jej podróżnemu, wiekiem mogło się zdawać; szeroka, żółta od głębokiego piasku droga, ciągnęła się równo, mo-