Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chciał. A ja, znaczy, już i bez niczego został, taj z gospodarskiego syna zrobił się parobek...
Z wolna ręką machnął i wódki trochę do czarki wlawszy, głową ku gościowi skinął:
— Na zdrowie! — rzekł.
— A co robić? — mówił daléj — co przepadło, to i przepadło. Nad sieratoju, Boh z kalitoju! Z żonką i dziećmi z głodu nie pomrzemy. Teszcz (ojciec żony) sto rubli posagu dał... Bogaty... ogrodnikiem służy... Dał-by i więcéj... „Jak ty, Jaśku, mówi, będziesz miał za co kawał ziemi kupić, drugie, mówi, sto rubli dam...” Ot, może da Pan Bóg Wszechmogący, że i kupię... to żonka zarobi... to z pensyi zostanie się... siaki taki grosz jest...
— Dużo? — chciwie zapytał ex-żołnierz.
Chłop uśmiechnął się przebiegle. Skrytość i ostrożność wzięła w nim górę nad gawędziarstwem, pobudzoném wódką.
— Sam niewiedaju — pół-seryo, pół-żartobliwie dopowiedział — może dużo, może nie dużo... a taki jest...
— No, a hetaż ziemia, co dziadźko tobie ukradł, to tak już i przepadnie?
— A co robić? — westchnął Jasiuk. — Może moja prauda była, a może jego prauda była. Niech nas Bóg sądzi.
— Oj ty, durniu! — z dziwną raźnością i energią zawołał sołdat — i ty sobie myślisz, że to już skoń-