Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czone, zapieczętowane i przepadło? Milczysz i cierpisz. A nie możesz to ty teraz także hadwokata sobie nająć i dziadźkę do sądu za swoję krzywdę pozwać? Czy to on jeden hadwokata miéć mógł? A ty nie możesz? he? Ja twój interes z dziadźkiem znam, jak swoję rękę. Jej Bohu, te jego pretensye nic nie warte i dawność (przedawnienie) jeszcze nie nastąpiła. A hapelacya od czego? A zierkało w pałacie czego?... Ej!...
Wskazujący palec w górę podniósł i w powietrzu nim kręcił.
— Ej! ej! — powtórzył — ty pałaty nie widział. Ja widział. Wielikaja taka sala, jak kościół, a w niéj stół, czerwoném suknem nakryty, a przy stole jaśnie wielmożne pany siedzą w mundurach złotem wyszywanych i sądzą...
— Złotem wyszywanych... — powtórzył Jasiuk, który tak ciekawie wsłuchywał się w mowę gościa, że usta nieco otworzył.
— A cóż ty myślał? że w takich siermięgach, jak ty? Od złota błyszczą... na stole zierkało stoi...
Tu z uszanowaniem pochylił głowę; Jasiuk westchnął.
— Przed zierkałem cesarskim, przed stołem czerwonym, przed jaśnie wielmożnymi panami, co od złota błyszczą, stoją hadwokaty i mówią... Tak i tak, jaśnie wielmożny sądzie, mówią... tak i tak, mówią...