Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sługi, a w drodze do swéj sypialni zataczając się i chwytając za sprzęty i ściany...
Na sali spotkał był dwóch czy trzech kolegów, przegrał do nich w karty ostatnie sto rubli, które wziął dniem przedtém za sprzedane zboże, i zafundował kilka butelek szampana... Pijąc, przyśpiewywał do towarzyszy: „Na frasunek dobry trunek!”
Minęło znowu parę tygodni. Pewnego ranka Alexander wyszedł ze swego pokoju, bledszy jeszcze i chmurniejszy niż zwykle, kazał zakładać konie i, siadając do najtyczanki, rzekł furmanowi:
— Do Piasecznéj!
Raz jeszcze jechał do Piasecznéj! w przeciągu upłynionych dwóch tygodni przekonał siebie, że jest ofiarą strasznéj a zawiedzionéj namiętności. Drżał na myśl, że nigdy już nie ujrzy tych wielkich czarnych oczu pani Karliczowéj, które mu jak promieniste gwiazdy przyświecały od lat kilku; że nigdy nie będzie wstępował na marmurowe wschody jéj balkonu, nigdy nie znajdzie się w salonach oświetlonych kryształowemi pająkami, napełnionych szelestem jedwabnych sukien i szmerem wpółcichych rozmów; nie będzie słuchał duetów i kwartetów z aryi Włoskich; nie poda ręki do stołu żadnéj strojnéj a wyniosłéj hrabinie i t. d. Będzie musiał odtąd ograniczać się na szlacheckich swych znajomościach, na mieszkaniach, zastawionych jesionowemi sprzętami, pamiętającemi króla Batorego, zapełnionych łysymi dzierżaw-