Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zmęczyłam się rozmową, i mam ochotę milczéć. Czekam, abyś pan mówił. Czy pan nie masz nic mi do powiedzenia?
Pan Kalixt wypuścił z ust niteczkę sinego dymu i, otrząsając proch z cygara w srebrną popielniczkę, odpowiedział zwolna:
— Owszem, mam do powiedzenia, a raczéj do powtórzenia pani to, com już nieraz miał honor jéj mówić, zawsze, niestety, nadaremnie! Proszę panią o jéj rękę, a w zamian ofiaruję swoje imię, swój majątek i miłość tak stałą, że stalszą nie mógł-by się pochlubić żaden średniowieczny nawet Aladyn.
Przy ostatnich słowach ukłonił się lekko i poniósł do ust cygaro. Pani Karliczowa zaśmiała się przeciągle.
— Odpowiedź moja dzielić się będzie na dwie części — odrzekła — część piérwsza: gdybym posiadała latarnią, o któréj mówił Dyogenes, uczyniła-bym wotum chodzić z nią po świecie do końca dni moich, szukając podobnie oryginalnego człowieka, jak pan jesteś; powtóre: mam głębokie zamiłowanie do wszystkich cnót średniowiecznych i, chcąc zostać wierną temu uczuciu, nagradzam pana Aladynową wierność i oddaję mu moję rękę.
Mówiąc to, wysunęła śliczną rękę z pod czarnych koronek i wyciągnęła ją do pana Kalixta. Nowożytny Aladyn złożył naprzód na popielniczce cygaro z wielką ostrożnością, aby nie zapalić dzienników, rozrzuco-