Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jaką mi pan podajesz radę?
Prawnik powstał, zapiął dla kontenansu surdut po samę szyję i odpowiedział krótko:
— Nie mam żadnéj.
Piękna wdowa skłoniła głową w sposób wcale nie dwuznaczny, prawnik zrozumiał i zostawił ją samę.
Tego dnia pani Karliczowa bardzo długo modliła się przed obrazem Madonny, potém wysłała listy do kilku miejsc sławnych cudami, prosząc o modlitwy, ale późniéj zaszła w niéj wielka zmiana. Posmutniała i spoważniała, zamyślała się często, a na twarz jéj występował wyraz dziwnego smutku, złączonego z silném jakiémś postanowieniem. Kiedy w tydzień po tém prawnik zjawił się znowu, prosząc o dalsze wskazówki postępowania i wypłatę należnego mu honoraryum, pani Karliczowa grzecznie, ale z wysoka prosiła go o trochę cierpliwości, mówiąc, że najdaléj za kilka miesięcy będzie w możności oczyszczenia z długów dóbr swoich, a wtedy wypłaci mu należności i zobowiąże go do dalszych usług. Prawnik wyszedł, uśmiechając się nieznacznie, i jeszcze tego dnia u komisarza Piasecznéj wyrzekł tonem zupełnéj pewności:
— Za kilka miesięcy Piaseczna będzie miała pana.
— Co to jest pana? — pytano.
— Pani Karliczowa wyjdzie zamąż.
W parę tygodni potém przed pałacyk w Piasecznéj zajechał piękny koczyk, założony pięknemi końmi, ze