Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oczy w twarz Madonny, włoskim malowanéj pęzlem, przesuwała w palcach agatowe paciorki różańca i koralowemi ustami szeptała kilkadziesiąt razy powtarzane pozdrowienie Anielskie. Nagle zapukano do drzwi. Była to najulubieńsza kamerystka, oznajmująca przybycie prawnika, któremu powierzony był zarząd finansów Piasecznéj z przyległościami. Pani Karliczowa powstała z klęczek i, jak westalka, owiana cała przezroczystą bielą muślinów, z różańcem, okręconym wkoło koronkowego rękawka, wyszła naprzeciw gościowi. Po wymienieniu powitań i grzeczności z pewnym niepokojem, którego ukryć nie mogła, spytała swego pełnomocnika, z jaką-by przybywał sprawą. Prawnik, usiłując nie tracić dalszego kontenansu, ale wyraźnie zakłopotany, odpowiedział:
— Czułem się w obowiązku zdać pani sprawę ze stanu jéj finansów: oto bilans dochodów i rozchodów, wykaz wartości majątku pani i ciążących na nim długów. — Pani Karliczowa wzięła z rąk prawnika wielki arkusz papieru, zapisany cyframi, przebiegła go wzrokiem i zbladła. Pod rubryką dochodu brutto stała dość znaczna cyfra, zaraz po niéj następował dochód netto, a pod nim zero. Pod wartością majątku brutto jaśniała cyfra ogromna, ale téż przy niéj napisano wartość rubli — drugie zero.
Pani Karliczowa, po długiéj chwili milczenia, złożyła papier we czworo i, kładąc go przed sobą na stole, zwróciła się do prawnika: