Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pomniała sobie owe spojrzenie pani Karliczowéj na jéj męża rzucone, w którém wydało się jéj, że na jednę sekundę ujrzała — nieznane, przepaściste, ciemne światy wewnętrzne pięknéj kobiety. Zaczęła sobie przypominać wszystko: owę rozmowę męża swego i pani domu, prowadzoną półgłosem w Piasecznéj przy fortepianie, pewne półsłówka, mimowoli wymykające się niekiedy z ust Alexandra, jego draźliwe usposobienie, w jakie wpadał znowu po powrocie z Piasecznéj, opinią ogółu o pani Karliczowéj, wraźliwość i lekkość charakteru męża; a z tego wszystkiego wywiązało się w jéj umyśle przekonanie, że to, co mówiono, było prawdą...
Alexander nie kochał jéj nigdy; to, co czuł dla niéj, gdy się z nią żenił, było wrażeniem chwili, kaprysem, fantazyą...
Nie kochał on także i pani Karliczowéj, bo gdyby ją kochał prawdziwie, nie żenił-by się z inną; to, co czuł dla pięknéj wdowy, musiało być także niczém więcéj, jak szałem zmysłów i wyobraźni, z domieszaniem próżności i zamiłowania w blasku, jakim otoczona była bogata i światowa pani.
Myśl Wincuni przerażona zaczęła błąkać się po rozdrożach dziwnych, nieznanych jéj dotąd, niepojętych dla niéj światów występku...
Po raz piérwszy ludzie okazali się dziwnie źli, fałszywi, zbrukani...
Kim jest ta kobieta, która dla dogodzenia fanta-